A Śmierć zakpi z nich, a oni zakpią ze Śmierci...

sobota, 21 lipca 2012

Kropka


Przez głupi referat obniżyła mi ocenę na koniec... - Leżałam właśnie na łóżku w swoim pokoju totalnie zszokowana. Jak ona mogła mi to zrobić? Najlepiej uczyłam się w szkole z języka polskiego, a tu... Nienawidziłam tej szkoły i tych wszystkich ludzi. Nienawidziłam tej szkoły, mimo że każdy w szkole zazdrościł mi ocen... Mimo że każdy nauczyciel szczycił się, że chodziłam do niego na dodatkową lekcję... Mimo że uznawana za najmądrzejszą osobę w szkole zawsze miałam luzy... Nienawidziłam jej od zawsze, a teraz tylko doszedł kolejny argument, żeby jej nienawidzić. Dobrze. Wszytko jest w porządku. Pójdę na prawko i po tej nędznej szkole wyjadę na jakiś ekstra uniwerek. Będę żyć z dala od tej wioski, szkoły i rodziny. W cywilizowanym świecie, tam, gdzie moje miejsce. Tu czułam się obco, a przecież każdy kto mnie mijał, witał się ze mną, uśmiechał się, machał... Czułam się samotna, mimo że miałam najlepszą przyjaciółkę, która ostatnio zaczęła mieć przede mną tajemnice. Miałam chłopaka, z którym spędzałam każdą szkolną przerwę i wszystkie okienka oraz popołudnia, któremu nie chciało się do mnie przyjeżdżać.  Pytanie tylko, czy tam było moje miejsce? Na uniwersytecie w jakimś miastowym zgiełku?
Puk! Puk! 
Ktoś zapukał do drzwi w moim pokoju. Świetnie. Kogóż to niesie? Mamusię? Ojczusia? Siostrzyczkę? A może braciszka? 
Bez zaproszenia wepchała się do mojego pokoju mama. 
- Słyszałam, że dostałaś jedynkę z polskiego... - Zaczęła. - I z polskiego masz pięć na koniec... Maturę też olałaś? Co z twoją przyszłością? Co ty sobie wyobrażasz?
Zainteresowana moją edukacją?! OMG! Mam chyba omamy.
- Jedynkę dostałam przez te twoje kochane dzieci - odpowiedziałam jej z lekkim sykiem.
- Znów zwalasz wszystko na nich! Co ja mam z tobą zrobić dziewczyno?! Ciągle tylko oni i oni! Masz szlaban na komputer! I przyszłam ci powiedzieć, że nie będziesz miała prawka. Ja, Andrzej i dzieciaki jedziemy w wakacje nad morze i potrzebujemy drobnych na zakupy. - Powiedziała z uśmiechem, mimo zdenerwowania i wyszła.
- Obiecałaś - krzyknęłam jej przez drzwi, ale nic nie usłyszałam żadnej reakcji. Rzuciłam z nerwów poduszką.
No to z prawka nici... Wakacje - kolonia. Reszta życia w tej dziurze, bo będzie jej szkoda wydać kasy na studia dla mnie. To podłe. Może jestem adoptowana?! Resztę uznaje za swoje dzieci, a mnie?! Może ktoś mnie podmienił w szpitalu, albo w ogóle porzucił na progu ich domu jak Harrego Pottera? Chora jestem i tyle. Czarodzieje nie istnieją, ani inne fantastyczne istoty. Po prostu próbuję jakoś wyjaśnić tę niesprawiedliwość... Uciec z domu? Nie. Nie dam sobie rady. Gdzie niby miałabym iść? Do lasu... O kurde!
Szybko wymazałam tę myśl. Za nic w świecie nie powinnam o tym myśleć. Nie. Nigdy!  To ostatnie miejsce na świecie, o którym powinnam myśleć.
Skoro tak, to jestem w kropce. Idę do Nati. Ona na pewno coś mi doradzi. 
Wytarłam łzy i wyskoczyłam przez okno. Nie miałam zamiaru mijać tych podłych i dumnych ze swych czynów ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz