Przez
głupi referat obniżyła mi ocenę na koniec... - Leżałam właśnie na łóżku w swoim
pokoju totalnie zszokowana. Jak ona mogła mi to zrobić? Najlepiej uczyłam się w
szkole z języka polskiego, a tu... Nienawidziłam tej szkoły i tych wszystkich ludzi. Nienawidziłam tej szkoły, mimo że każdy w
szkole zazdrościł mi ocen... Mimo że każdy nauczyciel szczycił się, że
chodziłam do niego na dodatkową lekcję... Mimo że uznawana za najmądrzejszą
osobę w szkole zawsze miałam luzy... Nienawidziłam jej od zawsze, a teraz tylko
doszedł kolejny argument, żeby jej nienawidzić. Dobrze. Wszytko jest w
porządku. Pójdę na prawko i po tej nędznej szkole wyjadę na jakiś ekstra
uniwerek. Będę żyć z dala od tej wioski, szkoły i rodziny. W cywilizowanym
świecie, tam, gdzie moje miejsce. Tu czułam się obco, a przecież każdy kto mnie
mijał, witał się ze mną, uśmiechał się, machał... Czułam się samotna, mimo że
miałam najlepszą przyjaciółkę, która ostatnio zaczęła mieć
przede mną tajemnice. Miałam chłopaka, z którym spędzałam każdą
szkolną przerwę i wszystkie okienka oraz popołudnia, któremu nie chciało się do
mnie przyjeżdżać. Pytanie tylko, czy tam
było moje miejsce? Na uniwersytecie w jakimś miastowym zgiełku?
Puk!
Puk!
Ktoś
zapukał do drzwi w moim pokoju. Świetnie. Kogóż to niesie? Mamusię? Ojczusia?
Siostrzyczkę? A może braciszka?
Bez
zaproszenia wepchała się do mojego pokoju mama.
-
Słyszałam, że dostałaś jedynkę z polskiego... - Zaczęła. - I z polskiego masz
pięć na koniec... Maturę też olałaś? Co z twoją przyszłością? Co ty sobie
wyobrażasz?
Zainteresowana
moją edukacją?! OMG! Mam chyba omamy.
-
Jedynkę dostałam przez te twoje kochane dzieci - odpowiedziałam jej z lekkim
sykiem.
- Znów
zwalasz wszystko na nich! Co ja mam z tobą zrobić dziewczyno?! Ciągle tylko oni
i oni! Masz szlaban na komputer! I przyszłam ci powiedzieć, że nie będziesz
miała prawka. Ja, Andrzej i dzieciaki jedziemy w wakacje nad morze i
potrzebujemy drobnych na zakupy. - Powiedziała z uśmiechem, mimo zdenerwowania
i wyszła.
-
Obiecałaś - krzyknęłam jej przez drzwi, ale nic nie usłyszałam żadnej reakcji.
Rzuciłam z nerwów poduszką.
No to z prawka nici... Wakacje - kolonia. Reszta życia w tej dziurze,
bo będzie jej szkoda wydać kasy na studia dla mnie. To podłe. Może jestem
adoptowana?! Resztę uznaje za swoje dzieci, a mnie?! Może ktoś mnie podmienił w
szpitalu, albo w ogóle porzucił na progu ich domu jak Harrego Pottera? Chora
jestem i tyle. Czarodzieje nie istnieją, ani inne fantastyczne istoty. Po
prostu próbuję jakoś wyjaśnić tę niesprawiedliwość... Uciec z domu? Nie. Nie
dam sobie rady. Gdzie niby miałabym iść? Do lasu... O kurde!
Szybko
wymazałam tę myśl. Za nic w świecie nie powinnam o tym myśleć. Nie. Nigdy! To ostatnie miejsce na świecie, o którym
powinnam myśleć.
Skoro
tak, to jestem w kropce. Idę do Nati. Ona na pewno coś mi doradzi.
Wytarłam
łzy i wyskoczyłam przez okno. Nie miałam zamiaru mijać tych podłych i dumnych
ze swych czynów ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz