-
Oddawać mi moje kartki! Już! Do cholery! Tydzień zajęło mi pisanie tego
referatu! - Wydzierałam się na cały głos. Moje rodzeństwo już dawno zaczęło
sabotować moje prace domowe. Nie wiem co z tego miało. Widocznie świetną
zabawę... Właśnie weszła mama. Świetnie. Mogę się założyć, że nie ruszy
palcem.
-
Aurelio, zamilknij! - Krzyknęła. - Jak ty się wyrażasz?!
- Mamo,
ale oni zniszczyli mój... - Machałam jej przed oczami połową swojej pracy
domowej.
- Ciągle
masz do nich jakieś pretensje. Skończ z tym! Już cię tu nie ma!
- Mój
referat... - Za jej plecami pojawił się ojczym. Skapitulowałam. Teraz to w
ogóle nie miałam szans. Wyminęłam ich i wybiegłam z domu, trzaskając
drzwiami.
A...!
Miałam już ich wszystkich dość. Beznadziejna rodzina! Nienawidzę tego domu...
Mogłaby przyjść do nich Śmierć i zabrać ich wszystkich! Do diabła! Z dala ode
mnie. Przynajmniej tylko tyle.
Na
szczęście moja przyjaciółka już na mnie czekała przed swoim
domem. Mieszkała dwa domy dalej. Uśmiechnęłam się do niej
i zaklęłam.
- Oni są
totalnymi...
- Ci!
Miałaś od wczoraj nie zemścić - upomniała mnie.
- No tak
- odpowiedziałam zrezygnowana. - Nie dość, że w szkole na mnie naciskają, to
jeszcze w domu. Po prostu mam ich wszystkich dość. Wrzuciłabym ich wszystkich
do jakiejś głębokiej studni albo do tego lasu za moim domem. Powinni go
odwiedzić, co nie?
- Tak,
jasne - odpowiedziała zdawkowo. Szliśmy w kierunku przystanku autobusowego.
Ubierała się głównie na różowo, przez co wyglądała... jak dla mnie
totalnie obciachowo jak na maturzystkę. Zanim rzuciłam jej jakąś uwagę, co do
jej ubioru, zaczęłam mówić o pogodzie. Na dziś już mi wystarczy kłótni.
-
Przynajmniej zapowiada się dziś piękny dzień. Zaraz powinno wyjść słońce zza
chmur, gdybym tylko potrafiła latać... Poleciałabym jak najdalej od tej
zapadłej dziury z zapachem trupa w powietrzu. Poleciałabym daleko. Do raju...
Niestety, nie mogę nigdzie polecieć, bo nie mam skrzydeł. - Zaśmiałam się z
nutką histerii. Spojrzałam na nią. Pokiwała tylko głową. Chyba przyzwyczaiła
się do moich dziwnych tekstów. Przynajmniej nie miała mnie za dziwaczkę,
dlatego tolerowałam jej styl. - Muszę teraz iść do tej budy i przetrwać
jakoś te siedem lekcji i wyłączyć się na polskim, żeby nie zabić się
przypadkiem długopisem czy ołówkiem przez tą jedynkę z referatu. Czemu moja
rodzinka musiała pożreć akurat mój referat? Czy tak ciężko było
poszukać sobie innych kartek? Czemu oni mnie tak nienawidzą? Mam już dość
tego życia, gdyby nie ty i mój Anti nie dałabym sobie rady żyć.
-Aha -
wtrąciła niby to obojętnie, ale lekko drgnęła. Dostała właśnie kolejnego
esemesa i coś tam odpisywała.
- Z kim
piszesz? - Spytałam z ciekawości. Zazwyczaj sama chwaliła się każdym otrzymanym
esemesem. Nie trzeba jej było o to pytać, a tu taka niespodzianka.
- Z
kuzynką... Ma problem z... chemią.
Wzruszyłam
ramionami. Chwila. Nie pasowała mi ta chemia, bo przecież ma słabą tróję na
koniec roku.
- Z
chemią?
Zatrzymała
się na chwilę. Miała jakąś taką dziwną minę. Czyżby się denerwowała?!
-
Powiedziałam "z chemią"? Z biologią. - Puknęła się w czoło i
zachichotała. Dziwne.
- Teraz
mi pasuje - westchnęłam. Coś ukrywała. Miała przede mną tajemnicę. Tylko jaką?
Myślałam, że jesteśmy wobec siebie szczere. Nie mogę dać tego po sobie poznać.
- Jak ja się cieszę, że jadę na miesiąc wakacji na kolonie. Luksus. Połowa
wakacji bez tej p... rodziny to jedno z moich największych marzeń. Szkoda, że
ty nie jedziesz. Świetnie razem byśmy się bawiły, a bez ciebie to nie będzie to
samo.
- No...-
zamruczała pod nosem. Przyszedł do niej kolejny esemes.
Spojrzałam
na drugą stronę drogi i serce zaczęło mi bić szybciej w przypływie adrenaliny.
Ten dziwny koleś z naprzeciwka znów się na mnie gapił. Mimo upału, stał sobie
na chodniku w płaszczu i ciemnych dżinsach. Przynajmniej teraz pasowały mu do
pogody okulary przeciwsłoneczne, które wszędzie nosił. Nawet w zimę...
Szturchnęłam
Nati w ramię i szepnęłam do niej:
- Patrz.
Ten gość znów się na mnie gapi.
Rozejrzała
się na około i westchnęła.
- Masz
paranoję. Jak możesz wiedzieć, czy się na ciebie patrzy skoro ma te mega drogie
okulary na nosie? Musi mieć bogatych rodziców. Takie drogie ciuszki i w dodatku
ten ekstra dom.
Faktycznie.
Może przesadzałam, ale bałam się go. Kiedyś tak dziwnie na mnie patrzył, gdy
przypadkiem natknęłam się na niego na sali gimnastycznej. Wyglądało to tak,
jakby z radością chciał mnie zabić. Spytałam się go drżącym głosem: "Mogę
ci w czymś pomóc?", a wtedy się roześmiał tak słodko. Gdy otrząsnęłam się
z jego uroku, wybąknęłam coś o lekcjach i zwiałam. Potem już ani raz z nim nie
rozmawiałam, ani na niego nie wpadłam. Zawsze jednak wyczuwałam, ten jego
ukryty pod okularami, wzrok na mojej osobie... Znów zaczynam.
Rzuciłam
się ze swoją blond przyjaciółką do przystanku biegiem, bo zauważyłyśmy
nadjeżdżający autobus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz