A Śmierć zakpi z nich, a oni zakpią ze Śmierci...

piątek, 20 lipca 2012

Paranoja


- Oddawać mi moje kartki! Już! Do cholery! Tydzień zajęło mi pisanie tego referatu! - Wydzierałam się na cały głos. Moje rodzeństwo już dawno zaczęło sabotować moje prace domowe. Nie wiem co z tego miało. Widocznie świetną zabawę... Właśnie weszła mama. Świetnie. Mogę się założyć, że nie ruszy palcem.
- Aurelio, zamilknij! - Krzyknęła. - Jak ty się wyrażasz?! 
- Mamo, ale oni zniszczyli mój... - Machałam jej przed oczami połową swojej pracy domowej.
- Ciągle masz do nich jakieś pretensje. Skończ z tym! Już cię tu nie ma! 
- Mój referat... - Za jej plecami pojawił się ojczym. Skapitulowałam. Teraz to w ogóle nie miałam szans. Wyminęłam ich i wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. 
A...! Miałam już ich wszystkich dość. Beznadziejna rodzina! Nienawidzę tego domu... Mogłaby przyjść do nich Śmierć i zabrać ich wszystkich! Do diabła! Z dala ode mnie. Przynajmniej tylko tyle.
Na szczęście moja przyjaciółka już na mnie czekała przed swoim domem. Mieszkała dwa domy dalej. Uśmiechnęłam się do niej i zaklęłam.
- Oni są totalnymi...
- Ci! Miałaś od wczoraj nie zemścić - upomniała mnie.
- No tak - odpowiedziałam zrezygnowana. - Nie dość, że w szkole na mnie naciskają, to jeszcze w domu. Po prostu mam ich wszystkich dość. Wrzuciłabym ich wszystkich do jakiejś głębokiej studni  albo do tego lasu za moim domem. Powinni go odwiedzić, co nie?
- Tak, jasne - odpowiedziała zdawkowo. Szliśmy w kierunku przystanku autobusowego.  Ubierała się głównie na różowo, przez co wyglądała... jak dla mnie totalnie obciachowo jak na maturzystkę. Zanim rzuciłam jej jakąś uwagę, co do jej ubioru, zaczęłam mówić o pogodzie. Na dziś już mi wystarczy kłótni.
- Przynajmniej zapowiada się dziś piękny dzień. Zaraz powinno wyjść słońce zza chmur, gdybym tylko potrafiła latać... Poleciałabym jak najdalej od tej zapadłej dziury z zapachem trupa w powietrzu. Poleciałabym daleko. Do raju... Niestety, nie mogę nigdzie polecieć, bo nie mam skrzydeł. - Zaśmiałam się z nutką histerii. Spojrzałam na nią. Pokiwała tylko głową. Chyba przyzwyczaiła się do moich dziwnych tekstów. Przynajmniej nie miała mnie za dziwaczkę, dlatego tolerowałam jej styl.  - Muszę teraz iść do tej budy i przetrwać jakoś te siedem lekcji i wyłączyć się na polskim, żeby nie zabić się przypadkiem długopisem czy ołówkiem przez tą jedynkę z referatu. Czemu moja rodzinka musiała pożreć akurat mój referat? Czy tak ciężko było poszukać sobie innych kartek? Czemu oni mnie tak nienawidzą? Mam już dość tego życia, gdyby nie ty i mój Anti nie dałabym sobie rady żyć.
-Aha - wtrąciła niby to obojętnie, ale lekko drgnęła.  Dostała właśnie kolejnego esemesa i coś tam odpisywała.
- Z kim piszesz? - Spytałam z ciekawości. Zazwyczaj sama chwaliła się każdym otrzymanym esemesem.  Nie trzeba jej było o to pytać, a tu taka niespodzianka.
- Z kuzynką... Ma problem z... chemią.
Wzruszyłam ramionami. Chwila. Nie pasowała mi ta chemia, bo przecież ma słabą tróję na koniec roku. 
- Z chemią?
Zatrzymała się na chwilę. Miała jakąś taką dziwną minę. Czyżby się denerwowała?!
- Powiedziałam "z chemią"? Z biologią. - Puknęła się w czoło i zachichotała. Dziwne.
- Teraz mi pasuje - westchnęłam. Coś ukrywała. Miała przede mną tajemnicę. Tylko jaką? Myślałam, że jesteśmy wobec siebie szczere. Nie mogę dać tego po sobie poznać. - Jak ja się cieszę, że jadę na miesiąc wakacji na kolonie. Luksus. Połowa wakacji bez tej p... rodziny to jedno z moich największych marzeń. Szkoda, że ty nie jedziesz. Świetnie razem byśmy się bawiły, a bez ciebie to nie będzie to samo.
- No...- zamruczała pod nosem. Przyszedł do niej kolejny esemes. 
Spojrzałam na drugą stronę drogi i serce zaczęło mi bić szybciej w przypływie adrenaliny. Ten dziwny koleś z naprzeciwka znów się na mnie gapił. Mimo upału, stał sobie na chodniku w płaszczu i ciemnych dżinsach. Przynajmniej teraz pasowały mu do pogody okulary przeciwsłoneczne, które wszędzie nosił. Nawet w zimę...
Szturchnęłam Nati w ramię i szepnęłam do niej:
- Patrz. Ten gość znów się na mnie gapi. 
Rozejrzała się na około i westchnęła. 
- Masz paranoję. Jak możesz wiedzieć, czy się na ciebie patrzy skoro ma te mega drogie okulary na nosie? Musi mieć bogatych rodziców. Takie drogie ciuszki i w dodatku ten ekstra dom.
Faktycznie. Może przesadzałam, ale bałam się go. Kiedyś tak dziwnie na mnie patrzył, gdy przypadkiem natknęłam się na niego na sali gimnastycznej. Wyglądało to tak, jakby z radością chciał mnie zabić. Spytałam się go drżącym głosem: "Mogę ci w czymś pomóc?", a wtedy się roześmiał tak słodko. Gdy otrząsnęłam się z jego uroku, wybąknęłam coś o lekcjach i zwiałam. Potem już ani raz z nim nie rozmawiałam, ani na niego nie wpadłam. Zawsze jednak wyczuwałam, ten jego ukryty pod okularami, wzrok na mojej osobie... Znów zaczynam.
Rzuciłam się ze swoją blond przyjaciółką do przystanku biegiem, bo zauważyłyśmy nadjeżdżający autobus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz