- Mamo!
Zrobiłam coś okropnego! - Krzyknęłam roztrzęsiona, wpadając do kuchni. -
Ja... - Zatrzymałam się. Ręce okropnie mi drżały.
- Coś
znów zrobiła, dziewucho? Z tobą są same problemy! - Krzyknęła z jadem w głosie,
patrząc mi prosto w oczy. Jeszcze bardziej zaczęłam drżeć. To się nie dzieje
naprawdę. Nie może! Nie teraz. Jeszcze nigdy... Ona... Ona nie może mnie teraz
opuścić.
- Mamo,
ja... Ja... Wrzuciłam legitymację do klepsydry w... - Nie zdążyłam dokończyć,
bo kobieta, którą nazywałam mamą, podeszła i wymierzyła mi policzek. Zapiekło,
a po oczach spłynęły mi łzy zawodu, rozczarowania i zranionej godności.
Zdenerwowana złapałam ją za nadgarstek i mocno odepchnęłam. Wpadła na stół. Na
jej twarzy malował się szok.
-
Idiotko. Będziemy teraz ci musieli kupić trumnę, suknię... - Zaczęła coś tam
wymieniać. - Wiesz ile kosztuje pogrzeb. Trzeba będzie zadzwonić do
księdza...
Co ona
wygadywała? Nie chciała mi pomóc uciec przed Śmiercią, tylko zaczęła już
planować mój pogrzeb. Nie mogłam tego wysłuchiwać. Wybiegłam z kuchni i
poleciałam do pokoju, pakując kilka ciuchów, najpotrzebniejszych przedmiotów i
sentymentalnych drobiazgów. Zabrałam też czarną skórzaną kurtkę. Na nogi
wrzuciłam czarne, lekko podniszczone, ale wygodne trampki. Ciemne dżinsy jak i
top, który do tej pory miałam na sobie wydały mi się odpowiednie na ucieczkę.
To chyba wszystko. Jeszcze latarka, jakiś nóż... Miałam gdzieś taki składany...
Przebiegając
przez kuchnię, krzyknęłam:
- Na
moim pogrzebie puśćcie "Marry the night"! Potańczycie sobie! -
Kolejny raz dzisiejszego dnia wybiegłam z domu, tym razem głośno się śmiejąc.
Chyba to efekt histerii, a może radości?
Ustałam
na środku drogi. Zrobiło się już ciemno. Po jakim czasie Śmierć wyruszała na
polowanie? Miałam nadzieję, że jak najpóźniej? Gdzie ja w ogóle mam iść?
Dziewczyno myśl... Muszę się ukryć, tak żeby nikt mnie nie zawrócił do domu, To
oczywiste. Może do lasu na wschodzie?
Będę osłonięta i nikogo nie spotkam, kto mógłby mnie zawrócić. Z drugiej strony
co z dziką zwierzyną? Może mnie nie tknie? No cóż... To trochę lekkomyślne, ale
nie mam do kogo pójść...
I zanim zdążyłam obmyślić jakikolwiek inny plan, biegłam polną
drogą obok domu dziwnego chłopaka, który mieszkał na przeciwko byłego mojego
domu. Droga wiodła do
lasu na wschodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz